piątek, 28 czerwca 2013

Ostatnia noc w Moskwie


Jeśli Julia byłaby jeszcze w Moskwie skreśliła by dziś 108 kratkę w notesie. Ja notesu nie mam, obwieszczam Wam więc tu: nie wiem, jakim cudem tak szybko to przeleciało! Trzy i pół miesiąca pełnych postaci, wydarzeń, przygód, zaskoczeń, niespodzianek i rozczarowań. Tyle razy miałam dość tego miasta: tłumów, brudu, metra, biurokracji... Nie sądziłam, że można tęsknić za możliwością segregowania śmieci czy podejściem do półki w Auchanie. Przyzwyczaiłam się do przechodzenia na czerwonym świetle, rozpychania łokciami i nie przepraszania, gdy się kogoś potrąci. Zatraciłam umiejętność rozróżniania dni tygodnia (bo tu zawsze wszystko wyglądało tak samo, sklepy, remonty 24/7), nie cieszyła perspektywa piątku, i nie smuciła - poniedziałku. 

Z drugiej strony mam teraz mnóstwo moskiewskich wspomnień! Nigdy nie żałowałam i nie żałuję wyjazdu na stypendium. Jeśli chodzi o stronę naukową to trochę zawiodły mnie zajęcia, zdecydowanie bardziej - tutejsza biblioteka i podejście "promotorów" do nas i naszych prac. 

A pożegnanie Moskwa zorganizowała nam niczego sobie ;) Cały dzień było gorąco i duszno, a przed 22 zaczęło się intensywnie chmurzyć. Szybko wracałam z zakupów, bo wiem już, jak potrafi tu lać. I niedługo po tym jak przyszłam do pokoju zaczęły padać wielkie krople deszczu, by za moment zmienić się w ścianę wody. Niagarę z błyskawicami i grzmotami. Pierwszy raz (choć burze są tu częstym zjawiskiem) waliło piorunami tak blisko, że aż wyłączyłam z prądu komputer, choć to tutaj jest bezsensowne. Lało długo, a teraz czarna, mokra i rozświetlona żarówkami Moskwa wygląda dużo ładniej, niż za dnia. Dobrze by było jeszcze kiedyś tu wrócić!

Do zobaczenia w Polsce!
Klara

wtorek, 25 czerwca 2013

Biznes jest biznes!

Do trzech razy sztuka :)
Moskiewska zależność: im więcej pracowników, tym mniej pracują i ciężej ich zastać. Centrum Testowania zajmuje chyba 8 gabinetów na 4 piętrze, ale przy dobrych wiatrach można zastać kogoś w jednym - maksymalnie dwóch. Najczęściej wszystkie są pozamykane.

Ale byłam dzielna i oto mam zapas certyfikatów. Mimo zapowiedzi egzaminatorki, że wyniki z części pisemnej najprawdopodobniej będą niższe (po ingerencji naczelnika Centrum), u mnie i Julexa wszystko pozostało bez zmian. Jestem więc ostatecznie rozliczona z Instytutem!

A takie cuda się tu dzieją ostatnio na niebie. Gorąco i duszno było dziś niesłychanie, błyskawice strzelają po bokach, wiatr zawiewa pachnący deszczem, ale jak na złość nie chce lunąć. Przydałoby się trochę orzeźwienia! 

Pozdr!
Klara

sobota, 22 czerwca 2013

Świadectwa odebrane?

Bo nasze tak! Oczywiście nie obeszło się bez problemów biurokratyczno-papierkowych, ale nie ma się co dziwić, skoro (wg mnie) w Instytucie jest więcej gabinetów, sekretariatów i księgowości niż sal wykładowych. Czasami mam takie wrażenie, że tu pracuje więcej urzędników niż uczy się studentów. I na dodatek jak oni pracują! Spóźniają się, wychodzą wcześniej, resztę roboczego dnia (oprócz przerwy obiadowej) spędzają na papierosie albo na herbatce u koleżanki w pokoju obok. W głowie mi się nie mieści, że płacą im za to. Gdyby nie surowce naturalne ten kraj dawno by splajtował, oj tak.

Na świadectwie mamy same piątki... Wszyscy wykładowcy ciągle powtarzali, że jesteśmy silną grupą, ale nie byli w stanie zaproponować nam zajęć na takim poziomie, żebyśmy coś z nich wynieśli. Na nowych słowach i znaczeniach, które miały traktować o żargonie, czytaliśmy fragmenty współczesnych powieści rosyjskich i musieliśmy przekładać je z trudnego rosyjskiego na prosty rosyjski (typu: dodać gazu [trudny polski] na przyspieszyć [łatwy polski]). Nóż się otwierał w kieszeni, ale nie szło przekonać gościa, że to nas nudzi.

Zajęcia z leksyki na początku bardziej mi się podobały, bo omawialiśmy te czasowniki, które wskazaliśmy jako problematyczne dla nas - wszystkie je przerobiliśmy swego czasu w Polsce, ale co innego znać zasady, a co innego używać w mowie ;) Taka powtórka mi się podobała. Tylko dlaczego ćwiczenia robiliśmy z książki, którą na UJ przerabialiśmy na 3 roku? A że poszło nam szybko (Jaka silna grupa! Zrobiliście zadanie bezbłędnie!) to przeszliśmy do reszty czasowników z podręcznika. To był już elementarny poziom, więc wiało nudą i stęchlizną.
urocze sale z niewygodnymi ławeczkami i Karolina za biurkiem

a wystrój sal niczego sobie...

Nie, stęchlizną wiało podobno na Kluczowych tekstach rosyjskiej ustnej kultury, ja tam siedziałam zawsze w ostatniej ławce, więc do mnie nie dolatywało;) Oglądaliśmy kultowe filmy radzieckie na tych zajęciach, i omawialiśmy cytaty z nich, które przeniknęły do życia codziennego. U nas na czymś takim trzeba by pewnie zacząć z "Seksmisji". Chyba że znacie inny polski film, częściej cytowany? 

Było jeszcze realioznawstwo ze starym komunistą, język biznesu z zakręconą dziekan naszego wydziału. I oczywiście praktyka mówienia z Tatianą, najbardziej normalne zajęcia. Tekstów czytaliśmy mało, głównie oglądaliśmy współczesne filmy rosyjskie. Tatiana co kilka- lub kilkanaście minut zatrzymywała DVD i musieliśmy opowiadać, co się wydarzyło do tej pory, co czują bohaterowie, jak myślimy - co będzie dalej itp. Często można było się pośmiać, z Tatianą też zawsze można było się dogadać. Dlatego też w poniedziałek spotkaliśmy się wieczorem na pamiątkowe zdjęcie i pożegnalną "herbatkę" :)
najniższe zdjęcie: Juli, Klarr, Justyna, Tatiana, Nadia, Karolina, Kamil

bardzo mądra teraz Klara

piątek, 21 czerwca 2013

Akademik pustoszeje

Nadszedł czas wyjazdów. Najbardziej spektakularni byli Chińczycy: wyjeżdżali grupami z takimi tobołami, że psuły się windy, a do tych działających nie dało się wejść. Stosy walizek, kartonów, siat (takich wielkich kraciatych, jak u Wietnamców na targu) i plecaków wyrastały pod windami i na schodach przed akademikiem, a wesoła i głośna śniada gromadka próbowała upchnąć to wszystko do taksówek i samochodów dostawczych. 

Azjatycki exodus trwał kilka ostatnich dni. Czego oni nie wywozili! Nie wiem, jakim cudem pomieścili w swoich pokojach tyle rzeczy: nie tylko ciuchy, ale też telewizory i sprzęt grający, mikrofalówki czy inne kuchenki, grzejniki elektryczne, odkurzacze...
co Juli ma w walizce?

zezwolenie na wyniesienie bagażu z akademika

Pożegnalny ryż z bardzo-a-nawet-podwójnie-drogim-amerykańskim sosem ;)

Coraz częściej i gęściej wyjeżdżają też Polacy z letniego semestru (za to przyjeżdżają nowi na dwutygodniowe kursy językowe). W środę Juli zaprosiła mnie na nasz ostatni wspólny pożegnalny obiad, po czym domknęła walizkę i wymeldowała się z akademika. Razem z Karoliną wracały autokarem przez Rygę do Warszawy. W momencie, gdy to piszę, Julia zajada już domowe roladki w Krakowie, a Nadia leci do Pragi (dzisiaj rano odprowadziłam ją na Dworzec Białoruski).
Juli, Klarr, Nadia, Karolina

Na razie jestem sama w pokoju, ciekawe kiedy mi dorzucą jakąś Rosjankę (generalnie obcokrajowców nie umieszczają na naszym nigdy-nie-remontowanym piętrze;) i zastanawiam się, czy upchnę moje klamoty do walizki? I czy będę w stanie ja potem podnieść?! To są dopiero "Trudne sprawy"!

We wtorek Kasia, Wowa i Wania zaprosili nas na pożegnalne spotkanie na Patriarszych Prudach. Przeszliśmy potem Twerską na Plac Czerwony zrobić zaległe zdjęcia;) Dostałyśmy też przepiękne pamiątki... a myślałyśmy, że chłopaki żartowali z tymi tacami... ;D


Klara:)

środa, 12 czerwca 2013

Koniec moskiewskich wakacji

Doris i Michał odlecieli dziś do Polski, a po ich wizycie zostały tylko zdjęcia (nie licząc salami z Biedronki - ile Wy tego przywieźliście ze sobą?!). Ciekawa jestem ich galerii na FB, a tymczasem wrzucam kilka swoich migawek :) 
wycieczka do Władimira z Nadią i Tomaszem
Władimir
na Wróblowych Wzgórzach z widokiem na Łużniki
kłótnie małżeńskie ;)
Park Gorkiego
Skromnie, bo jakoś nie miałam natchnienia do fotografowania, w końcu miałam przy boku artystycznego cykacza ;) 
Klara

czwartek, 6 czerwca 2013

I nadszedł ten dzień...

...który będą wspominać przyszłe pokolenia. Oto bowiem w środę o zmroku dotarła do Moskwy para szpiegów ze stołecznych miast Polski!
A wraz z nimi dotarła do mnie przesyłka z GŁG, co zaskakujące - wszystko przetrwało lot w stanie nienaruszonym, za wyjątkiem dwóch konserw, które znajdują się w stanie ciężkim, ale stabilnym :)
Jak ja to doniosłam do akademika - nie wiem, chyba siłą woli. A o ile się spóźniłam w czwartek na spotkanie z M&D lepiej przemilczę ;) Za to złaziliśmy całe centrum, tylko do Lenina nie udało się dostać - trwają przygotowania do Dnia Rosji.

Mam nieodparte wrażenie, że w najbliższym czasie nie będzie mi dane się wyspać! Ale to moja chroniczna choroba moskiewska :D
Pozdrawia 
Klarr 

środa, 5 czerwca 2013

Dzień dziecka

Podobno u Was wieje chłodem i deszczem? Żaden problem, zapraszam do Moskwy! Nie zapomnijcie tylko o filtrach przeciwsłonecznych i przygotujcie się na krótkie, ale intensywne burze :)

Dziś fotorelacja z dnia dziecka. Chciałam się wybrać do parku Kołomienskoje, a Czesi zaproponowali wyjście do delfinarium w ZOO. Średnio mi się podobała ta opcja, bo nie wierzę, że podczas tresury zwierzętom nie dzieje się krzywda (choć pracownicy delfinarium co najmniej dwa razy zapewniali, że nie stosują przemocy podczas szkoleń). Wejście do ZOO mamy jako studenci bezpłatne, a sam pokaz kosztował nas 20 rubli od łebka. 



Po ZOO poszłyśmy z Karoliną na czeburieki i pojechałyśmy do parku/posiadłości ziemskiej Kołomienskoje. Okazało się być ogromne (dużo większe niż Carycyno) i dzięki temu tłum tak nie przytłaczał, jak w mieście. Nie zdążyłyśmy obejść całego parku, nie dotarłyśmy do najważniejszej części ;) ale i tak sporo zobaczyłyśmy i zdążyłyśmy się przypiec na słońcu, choć pora była mocno popołudniowa. Tutejsze lasy, krzaki, cerkiewki i bulwary cieszą się sporą popularnością fotografów ślubnych, z dziesięć razy mijałyśmy nowożeńców z gośćmi podczas sesji.



Pozdrawiam,
Klara
 

czwartek, 30 maja 2013

Jazzowo-deszczowa Moskwa

Kontynuacja Dnia Konstytucji w ambasadzie

Jak już pisałam, na przyjęciu poznałyśmy chłopaków-dźwiękowców. Od słowa do słowa Iwan zapytał, jak się nam podoba oprawa muzyczna. Katia stwierdziła, że dla niej jazz to kakofonia; ja - że nawet spoko, co Katia skwitowała: w Krakowie wszyscy lubią jazz. Co Państwo na to, krakowianie, krakusi i krakauerzy?

Przeskakujemy do meritum! Dostałam zaproszenie na koncert jazzowy, który organizował Iwan. Okazało się, że gra zespół jego taty [info], a w programie "Basie Swinging". Muzyka zacna, miejsce - Centralny Dom Uczonych - też zacne, tylko pogoda była pod psem (jak cały ostatni tydzień). Na miejsce dotarłam cała i względnie sucha (bo w gumowcach;), za to po koncercie oberwało się niebo i tradycyjnie popłynęły potoki wody po ulicach. Dobrze, że wracałam samochodem, choć wody na jezdni było tyle, że chwilami cała przednia szyba była zalana, a kałuże przelewały się po dachu. Nie wiem, jak Iwan prowadził przy takiej widoczności, grunt, że dojechaliśmy.

Koncert to półtorej godziny pozytywnych emocji. Za to Julia właśnie przypomniała mi o emocjach, jakie panowały w 923 przed moim wyjściem... Wszystko działo się szybko i w tym samym czasie: burza za oknem, herbata w laptopie, brak internetu, poszukiwanie płaszcza, łapanie sieci na balkonie, suszenie klawiatury patyczkami, telefony, goście... Ledwo udało mi się przed wyjściem sprawdzić adres, pod który mam jechać, i nawet udało mi się nie spóźnić (co w Moskwie zdarza się nieczęsto ;D). 

Podziękowania: dla Agnieszki za żelazko, dla Karoliny za płaszcz, dla Justyny za info o niezabezpieczonych sieciach i oczywiście dla mojej osobistej stylistki JJ ;)

Klarr ściska!

poniedziałek, 27 maja 2013

Raport. Poniedziałek

- Sylwia? Wiesz, która jest godzina?
- Późno.
- Za 15 jedenasta.
- Czyli mamy...
- ...25 minut do kolejnych zajęć.

Tak więc rankiem nie było nam dane długo rozkoszować się pojawiającą się nieśmiało ciepłą wodą. To nic, że miała być już w sobotę. Zupełnie nic. Za to w końcu będzie można wziąć dziś prysznic i w łazience będzie ciepło.

Paragraf 2. Wyniki z biznesu. Jest dobrze i u mnie, i u Jul, choć ja mam większy rozrzut wyników;)

Chciałam zrobić dla Was zdjęcie informacji o problemach z wodą, ale już ją zdjęli. Macie za to naszą drogę ewakuacyjną:


Dzień Konstytucji 3 Maja

Jeden z serii zaległych postów, ale za to będzie miał kontynuację :)

Ambasada Polski w Moskwie zorganizowała 15.05 przyjęcie z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Zaproszonych było mnóstwo gości, w tym oficjele rosyjscy i z innych ambasad. Umówiłyśmy się z Katią, że pójdziemy razem, zaproszenie dostałyśmy od jednego z pracowników Ambasady (poznałam go na "Wiśle"). 

Przyznaję bez bicia, że gdy przyszła pora szykowania się do wyjścia to nie chciało mi się wystawiać nosa poza akademik - nad naszą dzielnią rozpętała się konkretna burza i nie uśmiechało mi się brnięcie w strugach deszczu do metra... Całe szczęście, że byłam umówiona, to mnie zmobilizowało. A deszcz zelżał, by ostatecznie stać się tylko historią.

Przyjęcie wystawne i eleganckie (a moje czółenka zostały w Polsce!), według informacji Ambasady przyszło około 700 osób. Po części oficjalnej - odegraniu hymnów i przemówieniu Ambasadora - przyszła kolej na ucztę w ogrodach. Zdecydowanie największą popularnością cieszyły się różnego rodzaju kiełbaski z rusztu, nie zabrakło także sałatek, słonych przekąsek i słodyczy. Po napoje bez- i alkoholowe także ustawiały się kolejki. 

Jak sobie to wszystko przypominam, to aż się zastanawiam, dlaczego nie jadłam więcej?! Zdecydowanie bardziej poświęciłam się konwersacji i zawieraniu znajomości, niż pochłanianiu tych wszystkich smakołyków, ale nie żałuję;) Impreza była przednia i bawiłam się świetnie! A to jedyne zdjęcie, jakie mam z tego dnia, coś się chyba chowałam po kątach przed fotografami ;D
Ten kawałek pasiastej sukienki należy do mnie ;)

Za to poznałam dwóch byłych wykładowców Katii, chłopaków, którzy zajmowali się oprawą muzyczną przyjęcia, siostry pracujące w pobliskim kościele katolickim, przedstawicieli Polonii moskiewskiej... jakiś Argentyńczyk też się przytrafił po drodze!

W patriotycznym duchu pozdrawia
Klara

niedziela, 26 maja 2013

Dwudziestolatki

Na sobotę miałyśmy zaplanowane wyjście do ambasady na moskiewską edycję akcji "Polska biega" (relacja i zdjęcia tutaj). Na dodatek zapowiadali ciągłe deszcze i burze. Ale jak dostałyśmy od Kati zaproszenie na urodziny to nie mogłyśmy odmówić!

Impreza odbywała się (a może nadal trwa;) na rodzinnej daczy Kati w podmoskiewskim Bykowie. O ile dobrze pamiętam, należała ona do pradziadka Kasi; jest stara i bardzo klimatyczna - dokładnie taki obraz mam przed oczami, gdy myślę o tradycyjnej daczy. Jeśli pamiętacie spektakl Teatru Telewizji "Rosyjskie konfitury" - ta sama atmosfera panuje w Bykowie, tylko bałagan jest mniejszy i nie wszystko się rozlatuje ;)

Na imprezę zaproszeni byli głównie znajomi ze studiów, towarzystwo było więc w większości młodsze od nas o 4-5 lat. Ale nie wszyscy - Wowa i Wania podciągali z nami średnią wieku, i przynajmniej nie byłyśmy najstarsze. Do Bykowa pojechałyśmy razem z nimi samochodem, co zajęło nam grubo ponad dwie godziny, urozmaicone staniem w korkach na wyjazdówce z miasta i błądzeniem po bykowskim lesie. Wracałyśmy kulturalnie, szybko i bezproblemowo kolejką podmiejską i metrem.



A święto Kasi było bardzo udane, nawet pogoda nam sprzyjała, tylko raz przelotnie pokropiło. Zjedliśmy masę sałatek, warzyw, kurczaka z rusztu, tort, ciasta, cukierki i owoce. Gadaliśmy, słuchaliśmy muzyki, graliśmy w tenisa stołowego, krokieta, badmintona i Dixita. A to był tylko początek, i widział Pan, że był dobry :)

Jeszcze raz sto lat, sto lat dla Kasi!
Klara

czwartek, 23 maja 2013

Kreml


Zaległe zdjęcia z soboty. Poszłam z Nadią, Karoliną i Agnieszką na Kreml - 18 maja to dzień dziedzictwa kulturowego Moskwy i część obiektów była otwarta za darmo. Zebrałyśmy się więc skoro świt (by uniknąć kolejek) i pojechałyśmy do centrum. Przy kasach okazało się, że wejście za darmo jest tylko dla obywateli FR i WNP. Babka w kasie twierdziła, że przy wejściu będą sprawdzać paszporty, więc i tak nie wejdziemy za darmo (Nadia mówi z wyraźnym czeskim akcentem). Poszłam do sąsiedniej kasy, odebrałam bezproblemowo bilet, akurat otworzyli bramki, więc weszłyśmy do środka. 




Nikt już dokumentów nie sprawdzał i nawet pan wojskowy, który uciął sobie ze mną pogawędkę, nie zorientował się, że wdzieram się na Kreml bezprawnie. A już  w środku rozmawiałyśmy po prostu po rosyjsku i pracownicy muzeów nawet nie sprawdzali nam biletów, tylko kwitowali: a, nasi, wchodźcie! 




Dobrze, że przyszłyśmy rano, bo było względnie mało ludzi i pogoda był cudna! A potem poszłyśmy jeszcze obejrzeć dom Romanowów i musiałam wracać do akademika. Dziewczyny kontynuowały zwiedzanie.

Klarr

środa, 22 maja 2013

Krajobraz po bitwie

Dziś wyjątkowo dużo treści i bez obrazków, więc nie wiem, czy każdy dotrwa do końca;)

Egzamin państwowy zawsze kojarzył mi się z czymś poważnym i takim oficjalnym... wiecie, odkładanie na bok torebek i wszelkich osobistych rzeczy, na ławce tylko długopis, obowiązkowo wylegitymować się przy wejściu i siedzieć w takich odległościach od siebie, by nie było możliwości zaglądania w testy sąsiadów. A na przeciwko komisja egzaminacyjna, nieodrywająca wzroku od waszych poczynań. 

Zaraz, zaraz - jesteśmy w Rosji ;)

Najśmieszniejsze jest chyba to, że nikt nas ani razu nie wylegitymował - ani przy zapisywaniu się na egzamin, ani przed żadną z 5-ciu części samego egzaminu. Równie dobrze mogę się zapisać na kolejne testirowanie w czerwcu, podpisać innym nazwiskiem i dostać kolejny certyfikat. Jeśli egzaminator będzie inny (raczej tak) i specjalista z Izby Przemysłowo-Handlowej (niekoniecznie) to nawet ustny mogę zdać bezproblemowo pod przybraną tożsamością...

Zmiany terminów i kolejności egzaminów, czasu trwania poszczególnych części czy rozsadzenie nas w wąskich szkolnych ławeczkach po dwie osoby to już drobnostki. I to tyle, jeśli chodzi o część techniczną.

Ciężko mi określić, czy był to trudny egzamin czy nie. Na pewno był męczący w sensie fizycznym, zwłaszcza poniedziałek - siedzieliśmy w tych cholernych twardych ławeczkach od 10 do 16, uważając, by przypadkiem nie szturchać się łokciami podczas pisania. Po całym dniu nie miałam już sił na przygotowywanie się do ustnego; na szczęście trochę znamy ten cały rosyjski i mogłyśmy sobie pozwolić na improwizację, bez wkuwania formułek na pamięć. I całkiem dobrze nam wyszło, bo dostałyśmy po 100% z mówienia ;)

Babeczka egzaminatorka zdążyła nam już poprawić czytanie ze zrozumieniem (stopień trudności zadań bardzo różny, generalnie teksty łatwe, ale niektóre pytania były źle sformułowane - i mówię to z pełną świadomością, bo nie miałam problemów ze zrozumieniem tekstów, choć niektórzy zdający sugerowali, że to poziom C1, więc widocznie za trudny dla nas i dlatego były problemy - nie moi drodzy, z nami wszystko w porządku! gwarantuję:)

Część pisemna nas nie zaskoczyła pod względem treści, ale przeznaczono na nią za mało czasu i musieliśmy ścigać się ze wskazówkami zegarków, a i tak nikt nie zdążył... Test leksykalno-gramatyczny był dość trudny, może jestem nieobiektywna, ale mam wrażenie, że wszystkie, które robiliśmy wcześniej w ramach ćwiczeń były prostsze. Słuchanie też dość łatwe, choć w pewnym momencie się trochę zaplątałam.

Generalnie będzie dobrze i dostałyśmy z centrum egzaminacyjnego oficjalne pozwolenie na oblewanie zakończenia egzaminu:) A kolejne będzie w poniedziałek, jak będą wyniki. I jeszcze jedno - gdy odbierzemy certyfikaty, a to nie taka prosta sprawa...

Klarens pozdrawia:)  

niedziela, 19 maja 2013

Witajcie w naszej bajce!


Nikt tu nie gra na fujarce (jeszcze:), tylko usiłujemy się przygotować do egzaminu z rosyjskiego języka biznesu na poziomie zaawansowanym. Nie wiem, kto wymyślił jego formułę, ale musiało mu brakować którejś klepki. Jutro piszemy 3 części: czytanie, pisanie i test leksykalno-gramatyczny, każda ma trwać 1,5 godziny. Bezsensowność niektórych zadań przemilczę. 

We wtorek zaczynamy od testu słuchania ze zrozumieniem, a kończymy egzaminem ustnym, zdawanym w parach przed komisją złożoną z egzaminatora z Puszkinowskiego centrum i specjalisty z Izby Przemysłowo-Handlowej.

Tak, usiłujemy się uczyć, ale temperatura za oknem, sąsiedzi za ścianami i życie na Marsie nam w tym skutecznie przeszkadzają. Koncentracjo wróć!   

A na koniec Jul chciała się z Wami podzielić swoimi notatkami i widokiem za oknem:


To tyle na dziś, po egzaminie nadrobię zaległości, bo mam dla Was sporo zdjęć ;)
Klarr