Nie byłyśmy pewne, czy uda się nam tak łatwo dostać na główną
scenę w Wielkim. Wybrałyśmy się w piątek na operę Glinki Rusłan i Ludmiła. Przyszłyśmy pod kasy koło godziny 13, już było
sporo osób zapisanych. Poczekałyśmy mniej więcej 20 minut i przekazałyśmy listę
dalej. Za to co się działo przed otwarciem kas…
Okazało się, że listy „zaginęły”, bo najprawdopodobniej ktoś
się już nie zmieścił w 60. Grupka dziewczyn twierdziła, że zostawiły listę w
drzwiach, a jak wróciły to już ją ktoś zerwał… tylko że nikt im nie uwierzył,
zwłaszcza że zrobiły nową listę i siebie wpisały na samym początku. Oj,
czterdzieści minut dyskusji, przepychanek, ustalania, która lista obowiązuje i
czy w ogóle obowiązuje, czy kto pierwszy ten lepszy. A wszystko przy wrzaskach
gburowatego ochroniarza. Dziwię się tym dziewczynom, szkoda psuć krwi sobie i
innym dla głupich biletów, ale cóż.
A teraz o samej operze. Już przy zapisywaniu się na listę
spotkałyśmy się ze skrajnymi opiniami. Jeden facet twierdził, że spektakl świetny,
był na nim dwa razy (choć do tej pory tylko 12 razy wystawiano Rusłana i Ludmiłę w tej aranżacji). Asia,
która zapisywała się na Nową Scenę, prawie błagała nas, żebyśmy na tą operę nie
szły, bo zrazimy się do Teatru Wielkiego. Po kilku minutach przyszła raz
jeszcze, pytając jak długo zostajemy w Moskwie i proponując inne spektakle, bylebyśmy
zrezygnowały z Rusłana :)
Na jaskółce w teatrze siedzieli właściwie sami studenci i
emeryci. Wielu studentów było zachwyconych, a emerytów – zbulwersowanych. Jedno
jest pewne – spektakl nie pozostawił nikogo obojętnym ;D Była to nowoczesna
interpretacja klasycznego dzieła, przez wielu uznana za parodię, morderstwo,
skandal (cytaty z widowni). Oburzenie wywołało też to, że opera wystawiana jest
w Wielkim – świątyni sztuki, ostoi tradycji narodowych, a po scenie chodzi
facet w dżinsach i z piwem w ręce. Roznegliżowane panie i Prawie Hardkorowy
Koksu wywołali za to salwy śmiechu. Wielu
ludzi wyszło wcześniej, po zakończeniu jedna babka stwierdziła, że powinni
pomnik wystawić tym, którzy wysiedzieli do końca.
Najbardziej spodobał mi się komentarz jednej pani, siedzącej
obok Julii: kto to wyreżyserował? Czerniakow? Zapamiętaj to nazwisko! Żeby był
impotentem do końca życia!
Osobiście nie czuję się zgorszona, nie jestem jakoś duchowo
związana z tradycją Teatru Wielkiego, ale przyznam, że momentami mocno się
nudziłam – 4 godziny i 15 minut to jednak sporo. Nie wiem, czy takie było
założenie reżysera, ale chwilami to niezła komedia ;D Aha, i lepiej ciepło się ubrać, bo
klimatyzacja daje radę.
Pozdr, Karr :)
Ale teatr piękny tylko się zastanawiam czy te barierki nie mogą być inne? Te to mi przypominają takie zapory podczas demonstracji
OdpowiedzUsuń