...czyli jedziemy z Kasią i jej mamą na Ruską Daczę! Poza Moskwą byłyśmy dwa dni (8-9 maja), ale moja impreza trwała od wtorku do piątku. Przecież żeby dojechać do Kasi mam do pokonania tylko 1,5 km na nogach na Bieliajewo, potem 18 stacji metra (z jedną przesiadką) i na końcu z 5 przystanków autobusowych ;)
Nasz punkt docelowy (A) to Juża - miasteczko wśród torfowych jezior, w którym znajduje się Ruska Dacza - dom gościnny, coś w stylu gospodarstwa agroturystycznego, ale nie do końca. Na każdym kroku widać, ile właściciele włożyli pracy i serca w remont i urządzenie domu. Większość dekoracji wykonali sami, wynajdują i skupują starocie, publikują w Internecie tradycyjne przepisy... Ale zanim dotarłyśmy do Juży sporo się działo ;)
Przystanek pierwszy - Pietuszki
Tak, to te Pietuszki Jerofiejewa. Poszłyśmy do uroczego Domu Kultury obejrzeć muzeum kogutów. Przy okazji pani przewodniczka podzieliła się z nami swoimi poglądami na instytucję małżeństwa, zmieszała z błotem swoje córki i zdziwiła się, że rozumiem co mówi.
Przystanek drugi - Kowrow
Do muzeum zajęcy nie dotarłyśmy, jedna cerkiew była zamknięta, a po "bulwarze" ni przejść, ni przejechać. Za to sobór Narodzenia Chrystusa był otwarty. Malownicze miejsce, szkoda tylko, że działki wokół zaniedbane.
Przystanek trzeci - Tajna śluza ;)
Drogi między Kowrowem i Juzą można się przestraszyć. Nawet nie chodzi o to, że bita, dziurawa i zapylona. Problem raczej w tym, że praktycznie wszystkie mijane (rzadko!) wsie są zupełnie wymarłe, drewniane domki maja zapadnięte dachy, a dzwonnice przy cerkwiach rozsypały się. I zero ludzi, zero innych samochodów.
Koniec końców dotarłyśmy do jednego miasteczka, podjechałyśmy pod rzekę, a tam niespodzianka - most pod wodą. Poradzono nam poszukać śluzy i pogadać z pracownikami, żeby nas przepuścili. I w tym miejscu muszę Was uprzedzić - wszystko, co za chwilę przeczytacie nie miało miejsca, nikt nic nie widział i nikt nic nie wie;) Inaczej pan, który nam łaskawie otworzył bramę w zamian za kasę na flaszkę może się poczuć urażony.
Tajna śluza była zamknięta, nikt koło niej się nie kręcił. Kasia sforsowała ogrodzenie i wyruszyła na poszukiwania. Facet, który nam się objawił cuchnął papierosami i nakrzyczał na nas, że przyszłyśmy bez wódki. Teraz wiemy, co warto mieć zawsze w bagażniku. Na wszelki wypadek. Gostek pożegnał się z nami słowami: nigdy się nie widzieliśmy, nie znacie mnie, nie byłyście tu. Się robi ;P
Przystanek czwarty - Juża
U celu. W programie: warsztaty plecenia koron z brzozy, kolacja i spacer ze słowikami. A rankiem wycieczka w poszukiwaniu sasanek i torfowych jeziorek, śniadanie i wyjazd w okrężną drogę powrotną.
Przystanek piąty - Chołuj
W tej wiosce znajduje się ośrodek tradycyjnej sztuki ludowej malowania na wyrobach z masy papierowej. Jeśli dobrze pamiętam z wizyty w muzeum - są 4 style tych malunków, wcześniej słyszałam tylko o jednym: wyrobach z miejscowości Palech Chołujowskie szkatułki mają bardziej realistyczne figurki, niekoniecznie przedstawiane na czarnym tle. I nie ociekają tak złotem jak Palech. W muzeum malowałyśmy broszki z Żar-ptakiem. Mój ptaszek wyszedł trochę przy kości, za to Kasia stworzyła prawdziwe cudeńko!
Przystanek ostatni - Pokrow
Po drodze zahaczyłyśmy jeszcze o parę punktów, ale sklepom i kotletom zdjęć nie robiłam:) W Pokrowie poszłyśmy zwiedzić kobiecy monaster Ofiarowania NMP, pięknie położony na wyspie pośrodku jeziora.
Uff, to tyle. Zdążyłyśmy wrócić do Moskwy przed 22, widziałyśmy więc pokaz sztucznych ogni z okazji Dnia Zwycięstwa. A następnego ranka (OK, było już południe;) dotarłam do akademika.
Świetnie towarzystwo, świetnie spędzony czas! Jeszcze raz gorące podziękowania dla Kasi i jej mamy za zaproszenie :)
Klara
fajna przygoda, pogoda, atrakcje i pełen stół jedzenia
OdpowiedzUsuńŁowco, po powrocie proszę mnie ładnie nauczyć pleść i robić różne rzeczy wykorzystując wzory ludowe :D
OdpowiedzUsuńPleść głupoty mogę Cię nauczyć, jestem w tym dobra :D
Usuń